Can we talk?
Wchodzę do kawiarni. Jak zwykle o tej godzinie wszystkie stoliki są zajęte. Rozglądam się. Nigdzie nie widzę Seana, martwi mnie to. Przyszłam tu, żeby go przeprosić. Cały dzień męczyły mnie wyrzuty sumienia i chcę pozbyć się choć części z nich.
- Charlie! - słyszę za plecami. Odwracam się. Widzę zbliżającego się do mnie Alexa. Uśmiecham się szeroko na jego widok. Ściska mnie mocno. Brakuje mi powietrza. - Tęskniłem. - mówi.
- Ja za tobą też. - odpowiadam i mierzwię mu włosy.
- Napijesz się czegoś? - pyta kierując się w stronę lady. Kiwam głową i przygryzam wargę.
- Karmelową. - brzmi to raczej jak twierdzenie, niż pytanie, przez co uśmiecham się do siebie.
Owijam kosmyk włosów wokół palca i bawię się nim przez chwilę przyglądając się nastolatkowi.
- Wiem po co przyszłaś. - odzywa się nagle. Podnoszę wzrok i przyglądam mu się. Jego blond włosy sterczą z przodu w ten sam, charakterystyczny sposób co zawsze. Na jego twarzy widać cienie pod oczami. Pewnie uczył się do późna. Uświadamiam sobie, że chłopak ledwo trzyma się na nogach i robi mi się go potwornie żal. Przecież znam jego sytuację, wiem, że musi pracować, wiem jaka jest jego matka i świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie spał całą noc. Rano szkoła, później praca, potem lekcje, a gdzie czas na spanie? Korzystanie z życia? Mam do siebie żal, że go nie wyręczyłam. Przecież wiem, jak obsłużyć ekspres.
- Może powinieneś zrobić sobie przerwę? - proponuję - Mogę postać chwilę za ciebie.
- Nie ma mowy, Charlie! - podnosi głos. - Nie o tym rozmawialiśmy. Wiem po co przyszłaś. - ponawia próbę rozpoczęcia tego tematu, ale ja nie chcę.
- Co pragniesz wiedzieć? Pamiętaj młody, informacja, za informację. - rzucam, posyłając mu przy tym ostrzegawcze spojrzenie. Przewraca oczami i odpowiada mi krótko całkowicie ignorując moją przestrogę:
- Sean rozbił dziś 4 filiżanki i dzbanek. Złamał nawet łyżkę. - zaczyna spokojnie. Wstrzymuję oddech. - Rano wyrzucił jednego klienta, bo nie podobało mu się, że jego telefon zadzwonił.
Posyła mi współczujące spojrzenie, kiedy ze świtem wypuszczam powietrze.
- Jest na zapleczu?
Chłopak potwierdza skinieniem głowy, więc przeskakuję przez ladę i otwieram metalowe drzwi prowadzące do niedługiego holu. Znajdują się tam jedynie dwie pary drzwi. Jedne do niewielkiego składzika, drugie do gabinetu właściciela. Otwieram drugie i wchodzę pewnym krokiem do środka. Zauważam go siedzącego przy biurku. Kuli się na obrotowym krześle i pociąga nosem. Podchodzę do niego i niepewnie kładę mu dłoń na ramieniu.
- Możemy porozmawiać? - pytam cicho. Echo wypowiedzianych właśnie słów dociera do mnie kilkukrotnie, kiedy nie otrzymuję odpowiedzi. - Sean, proszę. - odzywam się błagalnym tonem.
- O czym? - jęczy. Siadam na oparciu krzesła chcę go przytulić, jednak odtrąca moje ramiona. Chyba nie powinnam się dziwić, ale i tak dotyka mnie to.
- O całej tej sytuacji. O nas...
- Nie ma nas. - syczy nawet na mnie nie patrząc. Widzę, że zaciska dłonie w pięści. Biorę głęboki oddech, nie chcę, żeby nasza rozmowa skończyła się tak, jak ta rano. - Nie kochasz nmie, nie mamy o czym rozmawiać. Daj mi spokój.
- Proszę cię, nawet tak nie mów. Przyjaźnimy się... - mówię błagalnym tonem.
- Chyba sobie ze mnie kpisz! - podrywa się nagle z krzesła i unosi głos. - Co ty sobie wyobrażasz, że przejdę nad tym do porządku dziennego?! Charlie, cholera, ty chyba nie masz pojęcia czego ode mnie oczekujesz! Kurwa, kocham cię, jak mam się z tobą przyjaźnić, kiedy ty nie odwzajemniasz moich uczuć! - krzyczy. Za głośno. Łza spływa mi po policzku. Wiem, że ma rację. Jestem idiotą.
- Przyszłam cię przeprosić.. ja... bo... nie... - jąkam się. Widzę jego gniewne spojrzenie. Kieruje je we mnie.
- Chcę żebyś stąd wyszła. - mówi przez zaciśnięte zęby.
- Sean...
- Wyjdź stąd, Charlie!
Opuszczam pomieszczenie wedle jego życzenia. Wiem co o mnie myśli. Że jestem niedojrzałym bachorem i nie potrafię uszanować jego potrzeb, a on potrzebuje czasu. Ma rację. Nie chcę przyjąć do wiadomości, że już nie będzie tak jak wcześniej i że wszystko się zmieni.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że ciągle stoję pod drzwiami gabinetu wstrzymując oddech. Wracam do Alexa. Cieszę się, bo nie pyta jak poszło. Mam wrażenie, że tylko popłakałabym się, gdybym zaczęła opowiadać, co się wydarzyło. Chłopak obejmuje mnie ramieniem i z uśmiechem wręcza mi kawę.
- Daj mu chwilę, żeby to przetrawił. To nie jest takie proste. Zbyt długo na ciebie czekał, żeby teraz mógł ci to wybaczyć, wiesz to. - mówi.
Zgadzam się z nim. Cholera, oni wszyscy mają rację.
- Jestem okropną przyjaciółką i kompletną idiotką.
- To nie prawda. - zaprzecza i wyciera moje mokre policzki serwetką. Uśmiecham się do niego. Alex to wspaniały dzieciak.
- Jestem.
- No może odrobinkę. - mruży oczy i śmieje się perliście.
- Dziękuję ci. - wtulam się w jego ciepłą pierś. Cieszę się, że choć jeden przyjaciel ciągle jest moim przyjacielem. Może to przez różnicę wieku, a może przez to, że jesteśmy całkiem różni, ale nigdy nie czułam, że między nami mogłoby się coś wydarzyć, mimo tego, że Alex jest bardzo dojrzały. Jemu nie przeszkadza moja głupota, a mnie jego nastoletni wiek i trudna sytuacja, przez którą mnóstwo osób się od niego odwraca. Cieszę się, że ufa mi, i że ja mogę zaufać mu. Jesteśmy zgranym teamem.
- Za co? - pyta ze śmiechem.
- Za to, że jesteś. - odpowiadam cicho.
~*~
Następnego dnia udaje się na zajęcia. Dziś mam wykład o mitologii świata. Uwielbiam ten temat i cieszę się, że będę mogła się wykazać wiedzą. Udaję się do sali nr 36 i dostrzegam kilka znajomych twarzy przed drzwiami klasy. Nikt nie plotkuje, nikt się nie śmieje, nikt nawet nie czyta notatek. Wszyscy zszokowani zaglądają do klasy i wymieniają ciche uwagi, które częściowo udaje mi się dosłyszeć.
- Kto to był? - pyta jedna dziewczyna. Jest cała zielona na twarzy i zachowuje się tak, jakby zaraz miała zwymiotować.
- Robert Crumb. Był na czwartym roku. - szepcze inna. Ma podobny kolor twarzy do swojej koleżanki, ale ona w przeciwieństwie do niej zachowuje kamienną twarz. Podchodzę bliżej, chcę wiedzieć co stało się za drzwiami. Widzę taśmę policyjną i... mnóstwo krwi. Zakrywam usta dłonią, aby nie krzyknąć. Jeszcze parę dni temu Robert pożyczał mi notatki, i zapraszał na lody, a teraz leżał tam, na szarej, zimnej podłodze, otoczony kałużą krwi. Jeden z mężczyzn, który do tej pory przyglądał się... zwłokom spostrzegł moje łzy i podszedł do mnie niepewnie.
- Dzień dobry. Brandon West, NCA, wydział do spraw zabójstw. Widzę, że znała pani ofiarę. Czy moglibyśmy zadać pani parę pytań? - odzywa się szorstkim, ciemnym głosem. Mrugam szybko oczami, bo jeszcze nie dociera do mnie, że cztery metry ode mnie leży mój kumpel z ławki, blady jak ściana z kulką w sercu. Pocieram dłońmi skronie i przygryzam wargę.
- Brandon, daj dziewczynie spokój, nie widzisz, że jest w szoku? - podchodzi do nas inny mężczyzna, blondyn, wysoki i dobrze zbudowany. Kładzie rękę na moich plecach i wyprowadza mnie z budynku. Sadza mnie na schodach uczelni i wyciąga do mnie rękę z butelką wody. Nie mam ochoty pić, więc tylko zaprzeczam ruchem głowy.
- Posłuchaj. Mogę się teraz tylko domyślać, jak trudno musiało ci być znieść widok twojego kolegi. Jest mi bardzo przykro, ale chyba będziesz musiała mi o nim opowiedzieć.
Podnoszę wzrok i przyglądam się jego twarzy. Kuca obok mnie, więc jest ona dokładnie na wprost mojej. Wiem, że gdybym teraz nie była tak bardzo przerażona natychmiast utopiłabym się w jego niebieskich tęczówkach. Znam się zbyt dobrze, żeby temu zaprzeczać. Od zawsze miałam słabość to takiego rodzaju oczu.
- Kim pan jest? - pytam cicho. Nawet nie oczekuję odpowiedzi, po prsotu potrzebowałam się odezwać.
- Jestem Michael Watson. Pracuję dla NCA, zajmuję się zabójstwami.
- On nie żyje.
Mężczyzna milczy. Moja warga drga delikatnie i łzy zaczynają ciec mi po policzkach. On czeka cierpliwie. Kiedy się uspokajam zadaje mi pierwsze pytanie:
- Skąd znałaś Roberta?
- Od czterech lat prawie na każdej lekcji siedzieliśmy razem. - odpowiadam krótko. Mój głos jest chwiejny i zachrypnięty. Światło pali moje oczy. Zimny wiatr sprawia, że chłód przeszywa moje ciało do szpiku kości. Dygoczę niezauważalnie czekając, aż z ust mężczyzny padną koleje pytania.
- Czyli dobrze go znałaś?
- Wystarczająco. Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi.
- Wiesz może, czy miał jakichś wrogów?
- Mam zrobić panu listę? - śmieję się gorzko i ocieram łzy. Myślałam, że ten tydzień nie mógł być gorszy, myliłam się.
Od autorki: Mam nadzieję, że rozdział drugi wam się podoba. Zachęcam do komentowania i obserwowania. Dziękuję Emily i live-in-danger za przemiłe słowa na początek mojej drogi :)
Ho,ho, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy... morderstwo? Oj grubo, grubo. A ten Michael, och <3 Taki miły, uprzejmy. Już ko kocham. Ale mem nadzieję, że też będzie miał swój temperament. Pewnie jak zauważyłaś ja bardzo lubię gdy mężczyzna ma swoje zdanie, jest wredny ale też potrafi być kochany. Więc ucieszyłabym się gdyby Michael też miał to coś w sobie. Ale i bez tego będzie moim ulubieńcem <3 Nie mogę się doczekać następnego :* Powodzenia <3
OdpowiedzUsuńMicheal raczej nie jest wredny, ale nie wątpliwie swój temperament posiada :) Dziękuję za miły komentarz :)
UsuńDam, dam, dam...
OdpowiedzUsuńChyba inaczej nie mogę skomentować i już domyślam się, kto stoi za zabójstwem... chyba.
Świetny rozdział, podoba mi się twój styl pisania i wgl.. BOSKIE *.*
Czekam na nexta :*
Buziaki
Susan Kelley
UWAGA! Zostałaś nominowana do LBA! Gratulacje! szczegóły tutaj - http://igrzyskaclarissy.blogspot.com/p/blog-page_18.htmlUWAGA! Zostałaś nominowana do LBA! Gratulacje! szczegóły tutaj - http://igrzyskaclarissy.blogspot.com/p/blog-page_18.html
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać już :* Oby był prędko, bo nie wiem czy wytrzymam :D U mnie jest już nowy, więc jak będziesz miała chwilkę to zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://live-in-danger.blogspot.com
Powiem Ci, że o ile pierwsza część rozdziału była do przewidzenia, to drugą całkowicie mnie zaskoczyłaś! Ale po kolei, proszę xD
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do Seana, Alexa polubiłam. Nie wiem, jaką ma sytuację w domu (wspomniane było, że trudną, ale póki co nie znamy szczegółów, więc się nie wgłębiam) ale wydaje się spoko gościem, któremu tez zależy na tym, żeby przyjaciele się w końcu pogodzili. Bo Sean przypomina mi takie duże dziecko. Może nie tak miał wyglądać, ale jak dla mnie po prostu nie umie poradzić sobie z odrzuceniem. Wyżywa się na klientach i wygania ich z lokalu, płacze i krzyczy na Charlie. A niby dlaczego? Bo jego nie kocha? Chyba lepiej, że mu o tym powiedziała, niż jakby miała mu fałszywie słodzić. Ale w jednym chłopak ma rację - przyjaźni już raczej z tego nie będzie.
A co do drugiej części, to mnie masz! Normalnie w tym momencie biję Ci pokłony! kocham takie akcje, gdzie się mordują, leje się krew, i nikt nie wie, kto jest za to odpowiedzialny xD A Michael... Może to w nim zadurzy się nasza bohaterka? Wybacz, że już węszę romans, ale taka moja natura :D
Lecę do kolejnego :D