The Chance
- Mason, do mojego biura. Natychmiast. Nie będę powtarzał dwa razy. - głos mojego szefa rozbrzmiewa donośnie w holu. Podrywam się od biurka i biegnę do drzwi. Przez kilka dni pracy poznałam go wystarczająco by wiedzieć, że 'natychmiast', znaczy 'masz pięć sekund zanim wyrzucę cię na zbity pysk'. Pracownicy redakcji patrzą na mnie ze współczuciem, kiedy biegnę środkiem korytarza z plikiem papierów. Każde z nich przynajmniej raz usłyszało to wezwanie i wiedziałam, że mnie któregoś dnia też to czeka, nie spodziewałam się, że tak szybko. Teresha siedzi w fotelu przed drzwiami Russela.
- Nie przejmuj się nim, wiesz jaki jest. - szepcze zanim wejdę.
- Spóźniona, - mruczy pod nosem mężczyzna - dobrze, że masz szpilki, przynajmniej to cię usprawiedliwia. - mierzy mnie nieufnym spojrzeniem - Mam coś dla ciebie.
Patrzę na niego wyczekująco. Ulżyło mi, że to nie nagana. Wyraziłby sie inaczej, wiem to już, ale i tak jestem spięta. Nerwowo szarpię rękaw swetra, co nie umyka jego uwadze. Patrzy na mnie zza szkieł z politowaniem.
- Zdaję się, że to twoje, nie mylę się? - wyciąga rękę rzucając mi zbindowany plik kartek. Dokumenty które trzymam pod pachą o mały włos nie lądują na ziemi, kiedy w locie próbuje złapać materiał od szefa. Spoglądam na okładkę odkładając dokumenty na jego biurko. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? - myślę. W skupieniu przewracam strony.
- Zgadza się to moje. - mówię po chwili zastanawiając się jak udało mu się to zdobyć. Powinnam się przyzwyczaić do myśli, że dla Cheastera Russela nie ma rzeczy niemożliwych. - To wywiad, który przeprowadzałam na pierwszym roku studiów, to było zadanie domowe. Skąd to pan ma?
- To nie jest teraz istotne. Mam tego więcej, jeśli chcesz wiedzieć. W tej branży wszystko może zostać wykorzystane przeciwko wam, wszyscy będą patrzeć ci na ręce. - puszcza mi oczko co wprawia mnie w zdumienie. - Wracając do tematu. - odchyla się na krześle i zdejmuje okulary. Świdruje mnie wzrokiem, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy całe życie. - To jest świetne. - wskazuje na trzymaną przeze mnie pracę. - Wręcz fenomenalne muszę przyznać. Niechętnie to mówię, ale nie dość, że jesteś świetną redaktorką, to także bardzo uzdolnioną dziennikarką. Udało ci się podjąć banalny temat pracy nauczyciela w chwytliwy i oryginalny sposób. Wyciągnęłaś ze zwykłych czynności całą magię pracy ze studentami. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Doceń te słowa. - dodaje widząc wahanie na mojej twarzy. - Wiesz, że ja nie chwalę, jeśli nie mam na prawdę dobrego powodu.
- Obawiam się, że nie rozumiem, do czego pan dąży. - mówię cicho. Jestem z siebie niewyobrażalnie dumna, a jednocześnie obawiam się, co się teraz wydarzy. Nigdy nie wiadomo, czego się można po nim spodziewać.
- Mam dwie sprawy. Po pierwsze chciałbym ci zaproponować opublikowanie tego wywiadu, oczywiście dopracowanego z innym redaktorem w jednym z zimowych magazynów, a po drugie chciałbym ci przedstawić mojego serdecznego przyjaciela z wydawnictwa Evans Brothers Limited. Jest zainteresowany współpracą z tobą. Chciałby, żebyś coś dla niego napisała. - mówi uśmiechając się do mnie półgębkiem. Otwieram szeroko oczy. Jestem przekonana, że stoję nieruchomo przez dobre kilka sekund zanim dociera do mnie co się właśnie stało. Wydadzą moje dzieło w The Times. Napiszę książkę. Po tygodniu pracy i czterech latach studiów. Ludziom potrzeba całego życia. Pocieram kark starając się otrząsnąć po usłyszanych informacjach. To chyba najlepszy dzień mojego życia.
- Jesteś na ostatnim roku studiów, prawda?
Siedzę w kawiarni w centrum Londynu. Można dostrzec stąd London Eye. Jestem pod wrażeniem jej wystroju. Niby nic nadzwyczajnego, a mimo to ma w sobie mnóstwo uroku. Ściany pokryte są obrazami kawy i lawendy, obrusy na stolikach są fiołkowe, na każdym z nich stoją urocze świeczki ustawione na ziarnach kawy i udekorowane polnymi kwiatkami.
- Zgadza się. - uśmiecham się promienie, podobnie jak przez cały dzień. Jestem tak szczęśliwa, jak nie byłam chyba od wielu lat. Nawet w chwili dostania pracy w wymarzonym miejscu nie byłam tak podekscytowana.
- Ze względu na twoją pracę i duże prawdopodobieństwo współpracy z moim wydawnictwem zdecydowaliśmy z Cheasterem, że napiszemy list do twojej uczelni. - mówi Evans, a mnie serce staje.
- To znaczy, list polecający? - pytam, choć już znam odpowiedź.
- Nie do końca, mam zamiar przyspieszyć twój dyplom, ponieważ jesteś cenna, a ja potrzebuję cię teraz. Nie mam czasu czekać te pół roku do ukończenia twojej nauki w trybie "normalnym" - unosi ręce robiąc cudzysłów - a studia, praca i książka to zbyt wiele. Mogę się dzielić tobą tylko z jednym miejscem. A rozumiem, że dyplom otrzymać chcesz po tylu latach i to jedyne rozwiązanie. Z tego co wiem prace magisterską już oddałaś, więc wszystko jest w porządku.
- Zanim zaczną panowie cokolwiek robić, chciałabym najpierw zapytać, co to byłaby za książka. - mówię cicho, starając się dobierać słowa najuważniej jak potrafię, żeby tylko go nie urazić. Evans prostuje się na krześle i wyciąga długie ręce na blat niewielkiego stolika. Sięga po filiżankę z kawą i upija mały łyk nie spuszczając ze mnie wzroku. Przełykam nerwowo ślinę i pocieram dłonią o kark czekając na jego odpowiedź.
- Wywiad rzeka. Coś jak biografia, tylko luźniej napisanego. Nie mogę zdradzić więcej przed podpisaniem wstępnej umowy, ale ta osobistość była tobą bardzo zainteresowana. Nalegała, żebyś to była ty po przeczytaniu twojego wywiadu. Powiedziała, że nie zgodzi się na nikogo innego. Sądząc po twoim wieku, nie będziesz mieć problemu, żeby się z nią dogadać.
- Nią? - wyrywa mi się. Nie wiem dlaczego, ale przekonana byłam, że mówi o mężczyźnie. Marszczę brwi. Po chwili jednak na moje usta wraca uśmiech, a ja przeczesuję włosy dłonią. - Wchodzę w to.
- Cześć Charlie! - głos Alexa brzmi wesoło jak zawsze. Uśmiecham się do niego od razu zaczynając opowiadać o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Widzę, że chłopak cieszy się równie bardzo jak ja. Mówi, że jest za mnie dumny i składa mi długie gratulacje.
- Nie chcę przeszkadzać ci w pracy, wpadłam tylko na chwilę, żeby się pochwalić, ale jeśli masz ochotę pogadać, to wpadnij do mnie po pracy, chętnie wysłucham co u ciebie, a teraz nie chcę zajmować ci więcej czasu. Wystarczy, że Sean boczy się na mnie. - puszczam mu oczko, mimo że w środku serce mi się kraje na myśl o nim.
- Leć do domu, wpadnę koło 18.30, jeśli to w porządku. - mówi wypychając mnie za drzwi kawiarni. Wystawiam mu język i patrzę jak znika za szybą śmiejąc się pod nosem. Ruszam spacerem do domu. Nie spieszę się. Jutro mój ostatni dzień na uczelni, muszę podpisać kilka papierów i kończę studia, kończę naukę. Przynajmniej więcej w mojej głowie nie pojawi się obraz krwi na podłodze w sali, kiedy będę przechodziła przez jej próg. Może to źle, że pomimo całego bólu, który wciąż towarzyszy mi po śmierci Roberta czuję się dziś tak dobrze, ale chyba muszę to sobie wybaczyć. Spełniają się moja największe marzenia, na które pracowałam od wielu, wielu lat. Powinnam być z siebie dumna, a tymczasem besztam się za to, że idąc ulicą uśmiecham się głupio, a ludzie przypatrują mi się.
Docieram do domu po kilkunastu minutach. Otwieram drzwi, w których natychmiast pojawia się mała, biszkoptowa kuleczka. Szczeka wesoło na mój widok i podskakuje ocierając się łapami o moje kolana.
- Cześć przyjacielu. - kucam koło niego i drapie go za uchem. - Jak się miewasz? Stęskniłeś się troszkę?
Jakby w odpowiedzi liże mnie po palcach. Podnoszę się i odkładam torebkę na szafkę w przedpokoju. Ruszam do kuchni, gdzie szybko nasypuje psich ciasteczek do miski i wyjmuję z lodówki jogurt, z którym udaje się na kanapę. Psiak dołącza do mnie szybko i ładuje mi się na kolana. Jest jeszcze młodziutki i ma mnóstwo energii, a ja cieszę się, że jest taki radosny. To to, co jest mi potrzebne po powrocie do domu. Wiedzieć, że ktoś tam na mnie czeka i widzieć, że ktoś cieszy się, że już jestem. Lubię być mu potrzebna. Jest u mnie dwa dni, a już sprawił, że moje życie jest odrobinę lepsze, na dodatek chyba przynosi mi szczęście.
- Przyjacielu, ja wciąż nie mam dla ciebie imienia. - mówię głaszcząc go po główce i sięgając po pilota. - Co powiesz na... Chyba nie mam pomysłu, wybacz. Odpalam telewizor, a na jego ekranie pojawia się znajoma postać Jennifer Aniston, aktorki wcielającej się w postać jednej z głównej bohaterek mojego ulubionego serialu Przyjaciele. Uśmiecham się zadowolona, że trafiłam na nowy odcinek. Po chwili wpadam na pomysł. - Co powiesz na Joey? - spoglądam na pieska, który merda wesoło ogonem w odpowiedzi. Joey to moja ulubiona postać z mojego ulubionego serialu. Nie mogłam wybrać lepszego imienia dla tego kundelka.
Kończę jogurt i odstawiam puste pudełko na blat stolika kawowego wraz z końcem odpinka. Spoglądam na zegarek. Mam jeszcze 45 minut do przyjścia Alexa więc postanawiam wybrać się na spacer. Gdy wychodzę staram się mocno trzymać smycz. Joey interesuje się wszystkim, strasznie ciągnie, ciągle skacze i gdzieś zagląda. Jestem taka szczęśliwa widząc go takiego. Przypominam sobie tego pieska, którego zobaczyłam w schronisku i to puchate zwierzątko na pewno go nie przypomina. Szybko się przywiązał i cieszę się, że dałam mu to, czego potrzebował. Chcę dla niego jak najlepiej, jest teraz moim oczkiem w głowie.
Czuje jak mój telefon wibruje i bez zastanowienia odbieram. Jest już późno, wiec szybko zawracam, Alex na prawno już czeka przed kamienicą i się denerwuje.Głupio mi, że tak się zamyśliłam, to nieodpowiedzialne.
- Hej, przepraszam... - zaczynam, ale głos po drugiej stronie nie daje mi dokończyć.
- Za co przepraszasz?
Odsuwam aparat od ucha i spoglądam na wyświetlacz. Otwieram szeroko oczy.
- Ojej, wybacz Michael, nie sądziłam, że to ty. Miałam wrażenie... Z resztą, nie istotne.
Słyszę uroczy śmiech po drugiej stronie i jestem prawie pewna, że na moich policzkach pojawia się rumieniec.
- To ja powinienem przeprosić, bo ty miałąś do mnie zadzwonić, jak będziesz dostępna, ale nie mogłem doczekać się tej kawy.
Oczami wyobraźni widzę, że się uśmiecha i stara się ukryć zdenerwowanie. Śmieję się w duchu i owijam sobie smycz wokół nadgarstka. Joey szczeka głośno, gdy mijamy starszą panią z ogromnym psem, który wcale nie zwraca na niego uwagi.
- Przepraszam, miałam ostatnio dużo na głowie. Nie wiem, jak to będzie z moim czasem w tym tygodniu, bo dziś rozpoczynam tak jakby nowy projekt w pracy i mogę być zabiegana, ale obiecuję, że zadzwonię najszybciej jak będę mogła. - mówię podniesionym głosem chcąc przekrzyczeć wiatr, który właśnie się zerwał.
- W porządku, doskonale cię rozumiem, często mam w pracy 'nowe projekty'. - śmieje się smutno, a mnie robi się głupio i niezręcznie. Czasem zapominam jak się poznaliśmy. - Chciałem też zapytać czy przypadkiem nie ma cię teraz niedaleko Kingsly?
- Tak, tu właśnie mieszkam... - odpowiadam zatrzymując się ze zdziwieniem. - Skąd wiesz?
- Stoję po drugiej stronie ulicy. - śmieje się do słuchawki, a ja odwracam się. Dostrzegam go rzeczywiście tam, gdzie mówił. Macha mi radośnie. Przebiega przez ulicę. Ma na sobie sportowy strój, w ręce trzyma bidon, a w uszach ma słuchawki. Wyjmuje je stając przede mną. - Miło cię znów widzieć.
- Ciebie też. Wybacz, ale - spoglądam na zegarek. Jest 18.15 - mój, hm, przyjaciel przychodzi do mnie za 15 minut, więc w zasadzie muszę wracać. - mówię smutno. Uśmiech znika z jego twarzy. Prostuje się, nerwowo ciągnie rękaw bluzy. Robię podobnie, gdy jestem zdenerwowana.
- Przyjaciel? Zawiodłem się. - śmieje się, stara się obrócić to w żart, ale widzę, że jest zły.
- Przykro mi, ale przecież się spotkamy, obiecałam. Nie tym razem to innym. - staram się go udobruchać. Nie rozumiem czemu tak się spiął.
- Nie chodzi o fakt, że to się nie stanie dziś, a raczej o twojego "przyjaciela". - mówi robiąc cudzysłów w powietrzu. Dopiero wtedy dostrzegam komizm tej sytuacji. Zaczynam się śmiać, a Joey podskakuje reagując na mój wesoły głos. Michael krzywi się.
- To tylko przyjaciel, Alex, poznałeś go w schronisku.
- Ouu... No cóż, wybacz mój nietakt, czy mogę cię chociaż odprowadzić? - pyta nieśmiało zmieszany swoją reakcją.
- A nie będziesz mnie nękał znając mój adres? - uśmiecham się ruszając w drogę powrotną. Wznosi oczy do góry, podbiega do mnie i nachyla się do mojego ucha.
- Tego obiecać ci nie mogę. - szepcze przypadkowo muskając płatek mojego ucha. Ten delikatny gest sprawia, że po całym moim ciele przechodzą ciarki. Robi mi się ciepło pomimo zaledwie kilku stopni na dworze i wiatru targającego włosy wystające z pod czapki. Przygryzam wargę i odwracam twarz w stronę jezdni, by nie zauważył, że się rumienię.
- Nie przejmuj się nim, wiesz jaki jest. - szepcze zanim wejdę.
- Spóźniona, - mruczy pod nosem mężczyzna - dobrze, że masz szpilki, przynajmniej to cię usprawiedliwia. - mierzy mnie nieufnym spojrzeniem - Mam coś dla ciebie.
Patrzę na niego wyczekująco. Ulżyło mi, że to nie nagana. Wyraziłby sie inaczej, wiem to już, ale i tak jestem spięta. Nerwowo szarpię rękaw swetra, co nie umyka jego uwadze. Patrzy na mnie zza szkieł z politowaniem.
- Zdaję się, że to twoje, nie mylę się? - wyciąga rękę rzucając mi zbindowany plik kartek. Dokumenty które trzymam pod pachą o mały włos nie lądują na ziemi, kiedy w locie próbuje złapać materiał od szefa. Spoglądam na okładkę odkładając dokumenty na jego biurko. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? - myślę. W skupieniu przewracam strony.
- Zgadza się to moje. - mówię po chwili zastanawiając się jak udało mu się to zdobyć. Powinnam się przyzwyczaić do myśli, że dla Cheastera Russela nie ma rzeczy niemożliwych. - To wywiad, który przeprowadzałam na pierwszym roku studiów, to było zadanie domowe. Skąd to pan ma?
- To nie jest teraz istotne. Mam tego więcej, jeśli chcesz wiedzieć. W tej branży wszystko może zostać wykorzystane przeciwko wam, wszyscy będą patrzeć ci na ręce. - puszcza mi oczko co wprawia mnie w zdumienie. - Wracając do tematu. - odchyla się na krześle i zdejmuje okulary. Świdruje mnie wzrokiem, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy całe życie. - To jest świetne. - wskazuje na trzymaną przeze mnie pracę. - Wręcz fenomenalne muszę przyznać. Niechętnie to mówię, ale nie dość, że jesteś świetną redaktorką, to także bardzo uzdolnioną dziennikarką. Udało ci się podjąć banalny temat pracy nauczyciela w chwytliwy i oryginalny sposób. Wyciągnęłaś ze zwykłych czynności całą magię pracy ze studentami. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Doceń te słowa. - dodaje widząc wahanie na mojej twarzy. - Wiesz, że ja nie chwalę, jeśli nie mam na prawdę dobrego powodu.
- Obawiam się, że nie rozumiem, do czego pan dąży. - mówię cicho. Jestem z siebie niewyobrażalnie dumna, a jednocześnie obawiam się, co się teraz wydarzy. Nigdy nie wiadomo, czego się można po nim spodziewać.
- Mam dwie sprawy. Po pierwsze chciałbym ci zaproponować opublikowanie tego wywiadu, oczywiście dopracowanego z innym redaktorem w jednym z zimowych magazynów, a po drugie chciałbym ci przedstawić mojego serdecznego przyjaciela z wydawnictwa Evans Brothers Limited. Jest zainteresowany współpracą z tobą. Chciałby, żebyś coś dla niego napisała. - mówi uśmiechając się do mnie półgębkiem. Otwieram szeroko oczy. Jestem przekonana, że stoję nieruchomo przez dobre kilka sekund zanim dociera do mnie co się właśnie stało. Wydadzą moje dzieło w The Times. Napiszę książkę. Po tygodniu pracy i czterech latach studiów. Ludziom potrzeba całego życia. Pocieram kark starając się otrząsnąć po usłyszanych informacjach. To chyba najlepszy dzień mojego życia.
~*~
- Jesteś na ostatnim roku studiów, prawda?
Siedzę w kawiarni w centrum Londynu. Można dostrzec stąd London Eye. Jestem pod wrażeniem jej wystroju. Niby nic nadzwyczajnego, a mimo to ma w sobie mnóstwo uroku. Ściany pokryte są obrazami kawy i lawendy, obrusy na stolikach są fiołkowe, na każdym z nich stoją urocze świeczki ustawione na ziarnach kawy i udekorowane polnymi kwiatkami.
- Zgadza się. - uśmiecham się promienie, podobnie jak przez cały dzień. Jestem tak szczęśliwa, jak nie byłam chyba od wielu lat. Nawet w chwili dostania pracy w wymarzonym miejscu nie byłam tak podekscytowana.
- Ze względu na twoją pracę i duże prawdopodobieństwo współpracy z moim wydawnictwem zdecydowaliśmy z Cheasterem, że napiszemy list do twojej uczelni. - mówi Evans, a mnie serce staje.
- To znaczy, list polecający? - pytam, choć już znam odpowiedź.
- Nie do końca, mam zamiar przyspieszyć twój dyplom, ponieważ jesteś cenna, a ja potrzebuję cię teraz. Nie mam czasu czekać te pół roku do ukończenia twojej nauki w trybie "normalnym" - unosi ręce robiąc cudzysłów - a studia, praca i książka to zbyt wiele. Mogę się dzielić tobą tylko z jednym miejscem. A rozumiem, że dyplom otrzymać chcesz po tylu latach i to jedyne rozwiązanie. Z tego co wiem prace magisterską już oddałaś, więc wszystko jest w porządku.
- Zanim zaczną panowie cokolwiek robić, chciałabym najpierw zapytać, co to byłaby za książka. - mówię cicho, starając się dobierać słowa najuważniej jak potrafię, żeby tylko go nie urazić. Evans prostuje się na krześle i wyciąga długie ręce na blat niewielkiego stolika. Sięga po filiżankę z kawą i upija mały łyk nie spuszczając ze mnie wzroku. Przełykam nerwowo ślinę i pocieram dłonią o kark czekając na jego odpowiedź.
- Wywiad rzeka. Coś jak biografia, tylko luźniej napisanego. Nie mogę zdradzić więcej przed podpisaniem wstępnej umowy, ale ta osobistość była tobą bardzo zainteresowana. Nalegała, żebyś to była ty po przeczytaniu twojego wywiadu. Powiedziała, że nie zgodzi się na nikogo innego. Sądząc po twoim wieku, nie będziesz mieć problemu, żeby się z nią dogadać.
- Nią? - wyrywa mi się. Nie wiem dlaczego, ale przekonana byłam, że mówi o mężczyźnie. Marszczę brwi. Po chwili jednak na moje usta wraca uśmiech, a ja przeczesuję włosy dłonią. - Wchodzę w to.
~*~
- Cześć Charlie! - głos Alexa brzmi wesoło jak zawsze. Uśmiecham się do niego od razu zaczynając opowiadać o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Widzę, że chłopak cieszy się równie bardzo jak ja. Mówi, że jest za mnie dumny i składa mi długie gratulacje.
- Nie chcę przeszkadzać ci w pracy, wpadłam tylko na chwilę, żeby się pochwalić, ale jeśli masz ochotę pogadać, to wpadnij do mnie po pracy, chętnie wysłucham co u ciebie, a teraz nie chcę zajmować ci więcej czasu. Wystarczy, że Sean boczy się na mnie. - puszczam mu oczko, mimo że w środku serce mi się kraje na myśl o nim.
- Leć do domu, wpadnę koło 18.30, jeśli to w porządku. - mówi wypychając mnie za drzwi kawiarni. Wystawiam mu język i patrzę jak znika za szybą śmiejąc się pod nosem. Ruszam spacerem do domu. Nie spieszę się. Jutro mój ostatni dzień na uczelni, muszę podpisać kilka papierów i kończę studia, kończę naukę. Przynajmniej więcej w mojej głowie nie pojawi się obraz krwi na podłodze w sali, kiedy będę przechodziła przez jej próg. Może to źle, że pomimo całego bólu, który wciąż towarzyszy mi po śmierci Roberta czuję się dziś tak dobrze, ale chyba muszę to sobie wybaczyć. Spełniają się moja największe marzenia, na które pracowałam od wielu, wielu lat. Powinnam być z siebie dumna, a tymczasem besztam się za to, że idąc ulicą uśmiecham się głupio, a ludzie przypatrują mi się.
Docieram do domu po kilkunastu minutach. Otwieram drzwi, w których natychmiast pojawia się mała, biszkoptowa kuleczka. Szczeka wesoło na mój widok i podskakuje ocierając się łapami o moje kolana.
- Cześć przyjacielu. - kucam koło niego i drapie go za uchem. - Jak się miewasz? Stęskniłeś się troszkę?
Jakby w odpowiedzi liże mnie po palcach. Podnoszę się i odkładam torebkę na szafkę w przedpokoju. Ruszam do kuchni, gdzie szybko nasypuje psich ciasteczek do miski i wyjmuję z lodówki jogurt, z którym udaje się na kanapę. Psiak dołącza do mnie szybko i ładuje mi się na kolana. Jest jeszcze młodziutki i ma mnóstwo energii, a ja cieszę się, że jest taki radosny. To to, co jest mi potrzebne po powrocie do domu. Wiedzieć, że ktoś tam na mnie czeka i widzieć, że ktoś cieszy się, że już jestem. Lubię być mu potrzebna. Jest u mnie dwa dni, a już sprawił, że moje życie jest odrobinę lepsze, na dodatek chyba przynosi mi szczęście.
- Przyjacielu, ja wciąż nie mam dla ciebie imienia. - mówię głaszcząc go po główce i sięgając po pilota. - Co powiesz na... Chyba nie mam pomysłu, wybacz. Odpalam telewizor, a na jego ekranie pojawia się znajoma postać Jennifer Aniston, aktorki wcielającej się w postać jednej z głównej bohaterek mojego ulubionego serialu Przyjaciele. Uśmiecham się zadowolona, że trafiłam na nowy odcinek. Po chwili wpadam na pomysł. - Co powiesz na Joey? - spoglądam na pieska, który merda wesoło ogonem w odpowiedzi. Joey to moja ulubiona postać z mojego ulubionego serialu. Nie mogłam wybrać lepszego imienia dla tego kundelka.
Kończę jogurt i odstawiam puste pudełko na blat stolika kawowego wraz z końcem odpinka. Spoglądam na zegarek. Mam jeszcze 45 minut do przyjścia Alexa więc postanawiam wybrać się na spacer. Gdy wychodzę staram się mocno trzymać smycz. Joey interesuje się wszystkim, strasznie ciągnie, ciągle skacze i gdzieś zagląda. Jestem taka szczęśliwa widząc go takiego. Przypominam sobie tego pieska, którego zobaczyłam w schronisku i to puchate zwierzątko na pewno go nie przypomina. Szybko się przywiązał i cieszę się, że dałam mu to, czego potrzebował. Chcę dla niego jak najlepiej, jest teraz moim oczkiem w głowie.
Czuje jak mój telefon wibruje i bez zastanowienia odbieram. Jest już późno, wiec szybko zawracam, Alex na prawno już czeka przed kamienicą i się denerwuje.Głupio mi, że tak się zamyśliłam, to nieodpowiedzialne.
- Hej, przepraszam... - zaczynam, ale głos po drugiej stronie nie daje mi dokończyć.
- Za co przepraszasz?
Odsuwam aparat od ucha i spoglądam na wyświetlacz. Otwieram szeroko oczy.
- Ojej, wybacz Michael, nie sądziłam, że to ty. Miałam wrażenie... Z resztą, nie istotne.
Słyszę uroczy śmiech po drugiej stronie i jestem prawie pewna, że na moich policzkach pojawia się rumieniec.
- To ja powinienem przeprosić, bo ty miałąś do mnie zadzwonić, jak będziesz dostępna, ale nie mogłem doczekać się tej kawy.
Oczami wyobraźni widzę, że się uśmiecha i stara się ukryć zdenerwowanie. Śmieję się w duchu i owijam sobie smycz wokół nadgarstka. Joey szczeka głośno, gdy mijamy starszą panią z ogromnym psem, który wcale nie zwraca na niego uwagi.
- Przepraszam, miałam ostatnio dużo na głowie. Nie wiem, jak to będzie z moim czasem w tym tygodniu, bo dziś rozpoczynam tak jakby nowy projekt w pracy i mogę być zabiegana, ale obiecuję, że zadzwonię najszybciej jak będę mogła. - mówię podniesionym głosem chcąc przekrzyczeć wiatr, który właśnie się zerwał.
- W porządku, doskonale cię rozumiem, często mam w pracy 'nowe projekty'. - śmieje się smutno, a mnie robi się głupio i niezręcznie. Czasem zapominam jak się poznaliśmy. - Chciałem też zapytać czy przypadkiem nie ma cię teraz niedaleko Kingsly?
- Tak, tu właśnie mieszkam... - odpowiadam zatrzymując się ze zdziwieniem. - Skąd wiesz?
- Stoję po drugiej stronie ulicy. - śmieje się do słuchawki, a ja odwracam się. Dostrzegam go rzeczywiście tam, gdzie mówił. Macha mi radośnie. Przebiega przez ulicę. Ma na sobie sportowy strój, w ręce trzyma bidon, a w uszach ma słuchawki. Wyjmuje je stając przede mną. - Miło cię znów widzieć.
- Ciebie też. Wybacz, ale - spoglądam na zegarek. Jest 18.15 - mój, hm, przyjaciel przychodzi do mnie za 15 minut, więc w zasadzie muszę wracać. - mówię smutno. Uśmiech znika z jego twarzy. Prostuje się, nerwowo ciągnie rękaw bluzy. Robię podobnie, gdy jestem zdenerwowana.
- Przyjaciel? Zawiodłem się. - śmieje się, stara się obrócić to w żart, ale widzę, że jest zły.
- Przykro mi, ale przecież się spotkamy, obiecałam. Nie tym razem to innym. - staram się go udobruchać. Nie rozumiem czemu tak się spiął.
- Nie chodzi o fakt, że to się nie stanie dziś, a raczej o twojego "przyjaciela". - mówi robiąc cudzysłów w powietrzu. Dopiero wtedy dostrzegam komizm tej sytuacji. Zaczynam się śmiać, a Joey podskakuje reagując na mój wesoły głos. Michael krzywi się.
- To tylko przyjaciel, Alex, poznałeś go w schronisku.
- Ouu... No cóż, wybacz mój nietakt, czy mogę cię chociaż odprowadzić? - pyta nieśmiało zmieszany swoją reakcją.
- A nie będziesz mnie nękał znając mój adres? - uśmiecham się ruszając w drogę powrotną. Wznosi oczy do góry, podbiega do mnie i nachyla się do mojego ucha.
- Tego obiecać ci nie mogę. - szepcze przypadkowo muskając płatek mojego ucha. Ten delikatny gest sprawia, że po całym moim ciele przechodzą ciarki. Robi mi się ciepło pomimo zaledwie kilku stopni na dworze i wiatru targającego włosy wystające z pod czapki. Przygryzam wargę i odwracam twarz w stronę jezdni, by nie zauważył, że się rumienię.
Od autorki: Hej! Wróciłam z wakacji, więc czas na kolejny rozdział :) Jak wam się podobało? Mnie nawet ten rozdział przypadł do gustu. Wczoraj wieczorem przez trzy godziny leżąc już w łóżku po prostu myślałam nad tym opowiadaniem i mam masę nowych pomysłów. Niektóre w mniejszy, niektóre w większy sposób zmieniają to opowiadanie, ale zdecydowanie będzie ono dłuższe niż planowałam. Za całą tą treść, którą wymyśliłam jestem z siebie dumna, bo sądzę, że będzie na prawdę dobre i pokochałam to opowiadanie. Mam nadzieję, że i wam przypadnie do gustu :) Polecam zajrzeć do zakładki z bohaterami bo zaszło tam parę zmian ;) Trochę ją odświeżyłam. Dodatkowo prolog idzie do odstrzału, miał to być jeden z głównych wątków, ale zrezygnowałam z niego, dla czegoś o wiele lepszego (przynajmniej w moim guście). Rozpisałam się, ale myślę, że następny rozdział już niedługo, bo mam dziś mnóstwo weny i pomimo upału sporo zapału (ah te rymowanki). Buziaki!
Rozdział świetny, kochana! Przyznam szczerze, że na początku miałam złe przeczucia. Że jej się za coś dostanie albo coś podobnego, a tu taka niespodzianka. Charlie, gratuluję! Zasłużyła, żeby ktoś docenił ją i jej talent. To może być początek bardzo interesującej współpracy:)
OdpowiedzUsuńJak już kiedyś wspominałam, Joey zdobył moje serce♥
Przepraszam za wyjątkowo krótki komentarz, ale mimo wczesnej godziny ja tutaj po prostu padam na twarz i tylko marzę o ciepłym łóżeczku (albo lepiej zimnym, wystarczy mi upał na zewnątrz).
Całuję ! <3
L x
Kochana, bardzo dziękuję za komentarz, nie masz za co przepraszać - krótki komentarz to nie grzech ;) Zapewniam cię, że współpraca interesująca może być, i jedna i druga :) Mam nadzieję, że Joey pozostanie w swoim sercu na długo i że przywiążesz się do niego tak jak ja po kilku następnych rozdziałach :)
UsuńBuziaki! <3
Hej, kochana :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny. Naprawdę widać w nim jak bardzo się rozwinęłaś ! Opisy są po prostu genialne - aż musiałam przeczytać wszystko dwa razy, tak bardzo mi się podobało :) Cieszę się również, że masz mnóstwo pomysłów. Nie przeżyłabym, gdyby nagle twoja wena wzięła nogi za pas i uciekła. Jak widać nie mam się o co martwić :*
Nareszcie doceniono talent Charlie - nareszcie! A z tego wychodzą same plusy. Nie dość , że skończy szybciej studia ( :D ! ) to jeszcze będzie mieć własną książkę. Po prostu nic tylko imprezować na takie wiadomości !
Widzę Michall nie próżnuje ! Już się zabiera za brunetkę. Nie tak szybko panie policjancie! Ona nie jest zwykła - musisz się troszkę postarać, zwykłe srutu tutu nie wystarczy ( a nawet jeśli to nie musisz o tym wiedzieć ! ) :D
Czekam na nn ! :**
Całuje ! :**
Kochanie, tak mi się ciepło zrobiło jak usłyszałam, że czytałaś te moje bazgroły aż dwa razy <3 Bardzo dziękuję! Cieszę się ogromnie, że podoba Ci się to co tworzę :* Charlie zdecydowanie nie jest zwykła i to pod kilkoma względami, o tym się jeszcze wszyscy przekonają :*
UsuńDziękuję jeszcze raz, buziaki i weny! <3
Cześć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za przemiły komentarz. Aż jestem zaszczycona, jeśli faktycznie zwykle nie czytasz podobnych fanficków :)
Powtarzalność na tego typu blogach to rzeczywiście codzienność. Mogę Ci jednak obiecać (a jestem z tym opowiadaniem znacznie bardziej do przodu niż parę rozdziałów, więc wiem co mówię), że wymyśliłam naprawdę dużo własnych wątków i jeśli każdy rozdział raczej nie będzie szokiem, to też trudno będzie doszukiwać się w nich bezpośrednich inspiracji innymi fanfickami ;)
Pisanie w pierwszej osobie to zawsze wyzwanie, a Tobie wychodzi to tak zgrabnie, że po jakimś czasie zaczyna się myśleć i działać razem z Charlie, tak łatwo jest wczuć się w jej sytuację. Bliski był mi wątek zaprzyjaźnionej kawiarni, bo ja mam taką księgarnię :D Wprawdzie nie spotkałam w niej takiej paskudy jak Sean (kiedy nawiedził Charlie wtedy w jej mieszkaniu, naprawdę się bałam, że ją zamorduje czy coś! To jest psychol, nie znoszę go i jego beczenia), ale zjawisko podobne. Alex jest wspaniały, a Michael to wątek zarówno zaskakujący i uroczy :) Zasługuje na szansę od Charlie. Miło było też zobaczyć Joey'a w nowym wcieleniu :D
Poruszasz wiele ciekawych i bardzo życiowych wątków i choć w Twojej historii nie widać jeszcze głównej linii, to czyta się ją bardzo przyjemnie. Masz piękny i zgrabny styl, a przy tym swego rodzaju grację w opisywaniu codziennych wydarzeń.
Trzymam kciuki za Charlie w jej nowych wyzwaniach i za Ciebie, żebyś dotrzymała tego obiecującego terminu kolejnego rozdziału, który widzę z prawej strony :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Na początku: Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za poświęcenie czasu i przeczytanie moich wypocin. Twój komentarz ogromnie dużo dla mnie znaczy, szczególnie, że pisała go osoba tak zdolna :) Przyznam szczerze, że zawsze rozpoczynając opowiadanie w pierwszej osobie boje się, że będzie odbierane jako tandetne, że nie wyjdzie to tak, jak sobie wymarzyłam. Cieszę się jednak, że odbierasz je tak pozytywnie :) Nie spodziewałam się, że ktoś może odebrać Seana jako psychola, ale to chyba pozytywne odczucie, skoro opisałam go realistycznie (w miarę hah). W każdym razie zdecydowanie nie miał być odbierany dobrze (przynajmniej na początku). Zapewniam cię, że jest jeszcze mnóstwo wątków, które chciałabym poruszyć. Zdecydowanie nie ma być to historia tylko o idealnej miłości, ani niczym podobnym ;)
UsuńTermin jest dość prawdopodobny co nawet mnie zaskakuje :')
Jeszcze raz jestem Ci ogromnie wdzięczna za cudowny komentarz.
Dużo weny i buziaki!
Jestem :D Przeczytałam już wczoraj, nie zdążyłam jedynie skomentować :)
OdpowiedzUsuńCharlie będzie pisać książkę! W ogóle to jak ją Russel do siebie zawołał, to się bałam, że chce ją za coś ochrzanić. Nie wiem, ale jakoś mnie on niepokoi. Nie wiem do końca, co mam o nim myśleć, bo wydaje się postacią pozytywną, ale jednocześnie tak się wywyższa i trochę się go boję xD
To jest przeznaczenie! W sensie Michael i Charlie! Najpierw się w schronisku spotkali, teraz w parku xD Serio, może on ją śledzi! No i oboje są miłośnikami zwierząt! Dobra, nie przynudzam, lecę dalej :D